ŚWIADOMY WYBÓR – WYRÓB w SOBIE ten NAWYK

by dietolog

Niezależnie od tego czy zakupy robicie w hipermarkecie, dyskoncie czy na bazarku, większości z nas przyda się kilka wskazówek w jaki sposób wybierać zdrowe produkty, żeby nie popadać w rutynę i jak najbardziej urozmaicać naszą dietę. Oto kilka dobrych przyzwyczajeń, które pomogą Wam świadomie dokonywać wyborów zakupowych:

Planowanie to podstawa.
Najlepiej zaplanować menu swoje i rodziny, a na zakupy wybierać się z listą. Kiedy idziemy do sklepu po „nie wiadomo co” do koszyka trafiają produkty, które wpadną nam „w oko”, ale niekoniecznie te, które są nam potrzebne i zdrowe. Zdrowe odżywianie oznacza spożywanie różnorodnych pokarmów w umiarkowanych (odpowiednich dla każdego) ilościach.

Jeśli akurat jesteśmy głodni, to zawartość koszyka może być mocno przesadzona. Dlatego przed zakupami, lepiej sprawdzić aktualny stan lodówki i na kartce zapisać czego brakuje. Zapobiegnie to kupowania jedzenia w nadmiarze i marnowania go – chyba nikt nie lubi wyrzucać jedzenia. U mnie w domu jest taki system, że jeśli się coś kończy to osoba, która zauważa brak produktu (np. mleka) zapisuje to na kartce przypiętej do lodówki. Wybierając się na zakupy, po prostu zabieramy listę z lodówki.

Sezonowo – taniej i zdrowiej.
Warto kupować produkty, kiedy jest na nie sezon. Kupowanie egzotycznych produktów, albo nawet rodzimie występujących warzyw i owoców poza sezonem, wiąże się z tym, że produkty przebywają długą drogę, żeby trafić ostatecznie do naszego koszyka. Oznacza to zazwyczaj stosowanie większej ilości pestycydów, żeby chronić żywność przed zepsuciem, zanim dotrze do lokalnych sklepów. Jeśli zależy nam na ograniczeniu ilości pestycydów w diecie, lepiej kupować na lokalnym ekologicznym targowisku (albo przez miejscową grupę zakupową) żywność ze sprawdzonego źródła (wyhodowaną przez lokalnych rolników). Nie dajmy się też zwariować – pestycydy znajdują się głównie w powłokach wierzchnich, dlatego pamiętajmy by dokładnie szorować owoce, obierać ze skórki czy odrzucać wierzchnie liście sałaty. Przez takie działania na pewno znacząco można zmniejszyć ilość niepożądanego „składnika”. Produkty sprowadzane z dalekich krajów są też znacznie droższe, niż wtedy kiedy jest na nie sezon na miejscu (koszty transportu, pakowania, środków konserwujących, rozładunku, przechowywania), także jeśli wybieramy egzotyczne menu, to na pewno odczytamy wyższą kwotę na paragonie.

Etykieta – najważniejsza informacja.
Czytajmy etykiety. Producent ma obowiązek informować co znajduje się w produkcie. Oprócz kaloryczności i udziału węglowodanów, białek oraz tłuszczy w
produkcie, na etykiecie znajdują się inne ważne informacje dotyczące
składu. Bacznie zwracajmy uwagę na skład produktów, które kupujemy – nawet tych, które już znamy. Skład może się zmienić na niekorzyść produktu, a my tego nie odnotujemy, jeśli nie czytamy etykiet. Lepiej świadomie unikać chemii, barwników, wypełniaczy i stabilizatorów, a wybierać produkty proste i jak najmniej przetworzone. Jeśli skład jest długi, skomplikowany i zawiera mnóstwo trudnych wyrazów, jest duże prawdopodobieństwo, że produkt nie jest najwyższej jakości. O wiele łatwiej jest stworzyć coś „w laboratorium” i z użyciem tanich wzmacniaczy czy nośników smaku, niż naturalnie. Warto też pamiętać, że kolejność składników nie jest przypadkowa. Składnika, który jest na pierwszym miejscu jest w produkcie najwięcej, a kolejne wymieniane są w zależności od proporcji w produkcie. Sprawdzajmy ile jest mięsa w mięsie, ile ryby w rybie i czy produkty owocowe o jakimś konkretnym smaku, np. truskawkowe mają w składzie truskawki (czy też może jedynie aromat truskawkowy). Żyjemy w czasach, kiedy jesteśmy narażeni na oszustwa wizualne – produkty „light” niekoniecznie będą miały mniej kalorii niż zwykłe, a słowo „bez cukru” nie oznacza, że produkt jest na przykład bez syropu glukozowo-fruktozowego.

A co z produktami, które kupujemy na wagę? Nie ma przy nich etykiet, ale warto pytać sprzedawcę. Sklep powinien dysponować informacją o składzie produktów, także tych na wagę. Jeśli nie, to lepiej zrezygnować z zakupu takiego produktu.

Gratis, megapaka czy inna oszałamiająca promocja – naprawdę warto?
Zastanawialiście się kiedyś nad promocjami typu 2+1, dwa w cenie jednego czy tańszego czteropaku? Najczęściej nie potrzebujemy większej ilości produktów, a dajemy się nabrać na tanie chwyty reklamowe i nasze półki w kuchni zapełniamy produktami spożywczymi z nadmiarze. Niestety najczęściej promocje dotyczą niezdrowych w moim odczuciu produktów, np. słodkich gazowanych napojów, czipsów, przekąsek czy słodyczy. Produkty takie działają na nas w pewien sposób uzależniająco (np. mózg reaguje na cukier podobnie jak na kokainę), a producentom zależy na tym, żeby nas przyzwyczaić do konkretnych smaków i produktów, a w efekcie nie móc im się oprzeć.

Zdrowy rozsądek.
Oceniajmy produkty po wyglądzie – nie kupujmy mięsa, które nie wygląda świeżo, ma podsuszone brzegi, albo wędliny która jest wilgotna i błyszcząca. Jeśli zauważymy w produkcie pleśń (o ile nie jest to ser pleśniowy), też zrezygnujmy z zakupu. Wiele o produkcie może powiedzieć też zapach – nieprzyjemny i nieświeży powinien go od razu dyskwalifikować. Kupujmy proste i nieprzetworzone produkty. Na przykład jeśli planujemy urządzić grilla, kupmy lepiej oddzielnie mięso i go zamarynujmy samodzielnie. Istnieje prawdopodobieństwo, że mięso w gotowej marynacie nie było pierwszej świeżości i w ten sposób zostało „reanimowane” i przeznaczone do ponownej sprzedaży. Kupujmy też tyle ile potrzebujemy, a nie w nadmiarze – wyrzucanie jedzenia, to też wyrzucanie pieniędzy, a chyba nikt nie lubi być stratnym finansowo.

Uwaga na dziecięce zachcianki.
Często chadzam na zakupy z trzyletnią córką, która nieustannie zachęca mnie do kupowania coraz to nowych słodyczy i zabawek. Zauważyłam, że najbardziej pożądane przez dzieci produkty, zazwyczaj są na wysokości ich wzroku, najczęściej jeszcze z jakimiś zwracającymi uwagę akcesoriami (maskotkami, zwracającymi uwagę grami interaktywnymi). Tego nie zmienimy, ale już od najmłodszych lat możemy kształtować w dzieciach dobre nawyki. My przed wejściem do sklepu ustalamy, co możemy kupić (warunkiem jest, że Milenka będzie grzeczna) – jeśli ustalenia sprzed zakupów zostaną spełnione, kupujemy ustaloną wcześniej „nagrodę”.

Czasami wybieramy się wspólnie do jednej z kawiarenek dla „dzieciatych”. Można tam się napić kawki, dla szkrabów są strefy z milionem zabawek do spędzania radośnie czasu, ale jest jeden minus. Niby zdrowe babeczki, ciastka z „lentilkami” (m&m’s z czekoladą), soczki i lizaki – wszystko na wysokości wzroku dzieci, ba! nawet niezabezpieczone przed chciwymi łapkami. Siedzę sobie i piję kawkę, a tu moja córeczka co rusz przynosi jakąś słodycz – bardzo tego nie lubię, tym bardziej jak po prostu dotyka rzeczy, których nawet nie chce.. ale kultura wymaga, że jeśli dziecko dotknęło to rodzic musi kupić. Niestety coraz więcej miejsc wykorzystuje dzieci do nakręcania sprzedaży.

Myślenie na zakupach nie szkodzi.
Czasami mam wrażenie, że  przez większość sklepów, hipermarketów i dyskontów, klienci są traktowani jak bezrozumna masa, podatna na reklamę i chwyty marketingowe. Na próbę wystawiane są nasze zmysły i jesteśmy kuszeni na wiele sposobów, bylebyśmy tylko dokonali zakupów. Wybór wbrew pozorom nie jest łatwy – najmocniej eksponowane są produkty, które niekoniecznie są najlepsze jakościowo – dlatego warto przytomnie robić zakupy i zwracać uwagę na szczegóły, także te napisane małym druczkiem.

You may also like

Zostaw komentarz