Dzisiaj przepis na śledzie pieczone w piekarniku. Danie łatwe i relatywnie do innych ryb tanie, a jak dobrze wiecie, bardzo lubię i często przyrządzam ryby.
Wiem, że niektórym przeszkadza zapach, innym ości, ale pewne jest to, że ryby są zdrowe i powinny gościć na naszych stołach. Pisałam zresztą jakiś czas temu o rybach i dziś chciałabym do ryb znowu wrócić. Na tapetę wezmę śledzie.
Mówi się, że ryby są drogie i nie można w tani sposób zaspokoić zapotrzebowania na kwasy omega-3 czy też witaminę D. Czyżby? A może należy ulegać koncernom farmaceutycznym i kupować kwasy omega-3 w kapsułkach lub w płynie? Myślicie, że taka forma jest lepiej wchłanialna, niż występująca w naturze? Czy sztuczne dodatki i syntetycznie wytworzone witaminy są lepsze od naturalnych? Nie sądzę. Nie trzeba też wydawać majątku na wyszukane ryby.
To mit, że aby odżywiać się zdrowo, trzeba wydawać krocie.Wcale nie trzeba kupować drogiego łososia czy dorsza, żeby dostarczyć sobie cennych składników odżywczych. Poza tym łosoś często jest hodowany, o czym już rzadziej się mówi. Można kupić tuszkę ryby, która naturalnie żyje między innymi w zimnych wodach Bałtyku czy Morza Północnego. Mimo, że uważany za rybę pospolitą, ŚLEDŹ jest jedną z najzdrowszych i jednocześnie najłatwiej dostępnych ryb.
Zaledwie mała porcja śledzi (50g) pokrywa dzienne zapotrzebowanie organizmu na kwasy omega-3, które działają przeciwzakrzepowo, regulują ciśnienie krwi, obniżają poziom cholesterolu, obniżają ryzyko nowotworów, poprawiają stan skóry i są niezbędne do prawidłowej pracy układu nerwowego oraz odpornościowego. W 100g śledzi jest 11g tłuszczu, z czego 70% to nienasycone kwasy tłuszczowe, przy czym mimo wysokiej zawartości tłuszczu śledź nie jest zbyt kaloryczny – 100g to jedynie 160kcal.
Poza tym w śledziach znajdziemy witaminy: E o działaniu przeciwstarzeniowym i przeciwmiażdżycowym, A od której zależy między innymi kondycja skóry czy dobry wzrok, D niezbędną dla mocnych kości, sprawnego mózgu i odporności, której deficyt odczuwamy w miesiącach jesienno-zimowych, a także witaminy z grupy B, które koją nerwy i wspomagają metabolizm.Śledzie zawierają także sporo żelaza, cynku, fosforu i jodu. Prawdziwa odżywcza kopalnia, nieprawdaż?
Może zamiast kupować śledzie solone (najbardziej popularne), marynowane, w zalewach czy pomidorach warto kupić świeżą rybę? O dziwo! Nie wymaga wielkich umiejętności, długotrwałej obróbki czy moczenia w nie wiadomo czym. W sklepach (ja kupiłam w Auchan, ale widuję także w innych „marketach”) można kupić gotowe, wypatroszone już tuszki, które wystarczy umyć, przyprawić i upiec. Zobaczcie sami jakie to proste:
Składniki na 2 porcje:
4 tuszki śledzia (lub tyle ile potrzebujecie, my zjadamy spokojnie po 2 małe)
sól, pieprz do smaku
folia aluminowa
Śledzie myjemy pod bieżącą wodą, osuszamy. Przyprawiamy solą i pieprzem do smaku zarówno wewnątrz, jak i na skórze (której się nie je, ale przez skórę przejdzie smaczek). Zawijamy w folię aluminiową każda tuszkę oddzielnie. Układamy nasze śledziowe „mumie” w naczyniu żaroodpornym, brytfance lub tacce. Pieczemy około 30 minut w temperaturze 180stopni.
Wyciągamy, odwijamy, zajadamy. Najlepiej przepołowić gotową rybkę wzdłuż kręgosłupa i wyciągnąć kręgosłup wraz z większością ości. Śledź ma niestety dużo ości, jednak są one miękkie i elastyczne, nie są niebezpieczne. Smak pieczonego śledzia wręcz zachwyca, jeśli lubicie ryby, a nie próbowaliście pieczonego śledzia, to koniecznie spróbujcie. Jest wyśmienity! A taka pospolita ryba!
4 komentarze
Właśnie kupiłam tuszki śledziowe i zastanawiałam się jak je przyrządzić? Nie chciałam smażyć – chociaż bardzo lubię smażone – bo kalorie, a tu proszę pieczone:)
Zaraz sprawdzę jak smakują.
dlaczego nie je się skóry sledzia
Można zjeść.
Przepyszny 🙂 cudowny w smaku żałowałam że kupiła tylko jeden 🙂
trochę męczyłam się z ośćmi ( po chyba za długo był w piekarniku)
ale jest wyborny 🙂